Wypadek trwał parę sekund
SOR, prześwietlenie, gips. Po 5 tygodniach kość zrośnięta, mięśnie jak galareta. Po pierwszej sesji RSQ1 czułem, że noga jest mocniejsza. Chodzę normalnie, choć noga nie jest jeszcze całkiem sprawna.
Pół roku temu złamałem kość pod kolanem. Zdarzyło się to na quadzie, który przeturlał się z całą swoją siłą po mnie. Oczywiście wizyta na SOR, prześwietlenie i diagnoza : Nabroiłem... Wypadek trwał parę sekund, natomiast powrót do sprawności już nie był taki szybki. Jak się okazało gips założyli mi źle. Trafiłem do pierwszego prywatnego ortopedy, który od razu zalecił mi wywalenie go i założenie poprawnie ortezy. Odwiedziłem w sumie 5 lekarzy i tak na dobrą sprawę każdy mówił coś innego. Dwóch z nich postawiło na samoczynne zrośnięcie się kości.Cała ta wycieczka po lekarzach trwała 4 tygodnie, Ostatni mój ortopeda podszedł do sprawy najlepiej. Dopiero tam powiedziano mi, abym ruszał stopą i próbował w jakiś sposób aktywować mięśnie.Inni powiedzieli, żeby leżeć...Teraz już wiem, że po złamaniu mięśnie giną w zastraszającym tempie.
Gdy tak leżałem w łóżku mój znajomy polecił mi Pana Jacka. Na początku podchodziłem dość sceptycznie ponieważ nie mogłem nigdzie znaleźć informacji o tej metodzie.Temat odpuściłem...Z perspektywy czasu wiem, że to był błąd... Prześwietlenie wykazało, że kość zrasta się dobrze i nie trzeba było zabiegu. Przyszedł czas na pierwsze ruszanie nogą na szynie. Nie wyobrażałem sobie, że będzie to tak długi i mozolny proces. Życie z dwoma kulami byłouwiązaniem od pomocy innych osób. Przynieś, podaj zawieź... Przyszedł czas na pierwszą rehabilitację i zderzenie się z mozolnymi ćwiczeniami. Wiadomo, że chodziło tu o własne zdrowie, ale z natury jestem bardzo leniwą osobą...
Postanowiłem zaryzykować i udać się do Pana Jacka w gabinecie Solvano. W pierwszym zderzeniu, pomijając maszynkę RSQ1, to sam optymizm i podejście Pana Jacka już zaszczepiły we mnie pokłady lepszego samopoczucia. Podczas zwykłych ćwiczeń czułem drastyczny dyskomfort przeskakiwania ścięgna? Nie mam pojęcie co to było – jestem Muzykiem nie lekarzem. Zniechęcało to bardzo do jakichkolwiek postępów. Na szczęście maszynka RSQ1 napinała mięśnie i pozwalała w pewnym stopniu zneutralizować to nieprzyjemne odczucie. Podczas ćwiczeń z Michałem, fizjoterapeutą Solvano, efekt nieprzyjemnego przeskakiwania pojawiał się, ale podejście było na tyle sprawne i delikatne, że pomału ćwiczyłem zadane ćwiczenia. Po pierwszej sesji czułem, że noga jest już sprawniejsza. Oczywiści dalej chodziłem z ortezą i kulami. Zdrowie zdrowiem, ale ekonomia portfela też jest ważna. Pan Jacek zaproponował dobre rozwiązanie i po krótkim czasie znów robiłem ćwiczenia z RSQ1. Miałem ją 2 tygodnie.
W połowie, kiedy myślałem, ze już jest lepiej, pojawiło się znów nieprzyjemne przeskakiwanie czegoś w kolanie. Zniechęciło mnie to na tyle, że już miałem ochotę zrezygnować zćwiczeń. Zacisnąłem zęby i w ostatnich dniach dawałem z siebie wszystko. Doszedłem nawet prawie do 80% mocy prądu.
Czułem po ćwiczeniach z prądem, że noga staje się sprawniejsza. Dodam tylko, że zaczynałem od totalnej galarety z mięśni. Teraz już wiem, że po każdym złamaniu należy zadbać o to, by mięśnie nie zanikły.
Minęło pół roku, chodzę normalnie, ale noga jeszcze nie wróciła do pełnej sprawności. Nie mam porównania jaki byłby efekt bez RSQ1 – tutaj chyba trzeba było by sobie złamać dwie i każdą leczyć inaczej :))) Niemniej jednak samo optymistyczne podejście Pana Jacka zbudowało wiarę, że będzie wszystko dobrze. Myślę, że bez ćwiczeń z prądami męczyłbym się dłużej. Na pewno ten mój nieprzyjemny efekt w kolanie zniechęcałby do ćwiczeń ze standardową taśmą z gumy :)